niedziela, 29 maja 2016
my Michelle
Najgorzej,
jeśli się wydaje, że przepis na życie jest prosty jak jajecznica na bekonie. W
ten właśnie sposób, jako mistrz- kucharz, z przekonaniem, że wszystko mogę
spartolić tylko nie jajko, doprowadziłam do lekkiego zadymienia kuchni. Jajko- do
kosza, kuchnia do oddymiania, a ja- do garów, bez złości i przeklinania z
wielkim sloganem przed oczami: człowiek
się uczy na własnych błędach. Nie będzie o błędach. Będzie o tym, że żeby
coś zrozumieć, to trzeba to poczuć. Najlepiej dotkliwie, mocno, siarczyście i
bez możliwości kontrataku. Ile razy słyszałam: jak będziesz w moim wieku, to zobaczysz. I widzę. Widzę na swój
własny sposób, ale dobitnie. Życie zaskakuje i to w tak przewrotny sposób, że
sama się do siebie muszę nieraz uśmiechnąć i zapytać: hej, gdzie twój dystans? Poczułam,
że to nie jest tak, jak mi się wydawało i otworzyły się kolejne drzwi. A te za
mną się zamknęły. Teraz, jak Alicja w Krainie coś tam, patrzę przez dziurkę i
szukam perspektywy. Perspektywy na kolejne przewrotności życia, bo jak już się
wydaje, że przez dziurkę widać, to po otwarciu drzwi wszystko się okazuje inne.
Większe i bardziej niebezpieczne, ale też barwniejsze.. Z tych moich życiowych
korepetycji mam kolejny test- niedefiniowanie. Miłości, przyjaźni, szczęścia …
Są jak tlen w powietrzu. Nie trzeba wiedzieć ile, nie trzeba złapać, nie trzeba
polizać, tylko po prostu oddychać. I to właśnie poczułam na własnej skórze- nie
muszę wszystkiego nazwać. Mogę to przyjąć i zapomnieć o perspektywie. Jak drzwi
się otworzą, i tak wszystko będzie inne. Ten Na Górze zadba, żeby mnie
zaskoczyć i powie “… well, well, well you just can't tell… my Michelle” (więc i
tak nie masz nic do gadania, moja Michalino).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz